Dzień rozpoczął się mało optymistycznie, bo o 9:30 siedziałam zaniepokojona u lekarza, za sobą (co się nie zdarza nigdy). Pózniej niekoniecznie dobre wieści przepędziliśmy 7 godzinami wędrówki po mieście, lodami, bujaniem w hamakach i domowymi pierogami.